One Shot: Kennett "Back Again" [081]
Para: Kol & Bonnie (Kennett) + mały udział Klausa i Rebeki
Serial: Pamiętniki Wampirów/The Originals
Gatunek: Fantasy
Uwagi: Malutkie AU, związane rozpadnięciem drugiej strony
Autor: Shrew
— Nie lubię łez, są takie depresyjne. — Usłyszała obok siebie. Spojrzała na towarzysza, zanim wymówiła jego imię.
— Kol?
— We własnej osobie, kochanie. — Uśmiechnął się.
— Co tutaj robisz? — spytała.
— Nie mam pojęcia. — Wzruszył tylko ramionami na jej pytanie. — Druga strona się rozpada, a ty przepadniesz razem z nią, tak samo jak ja, dlatego nie warto być samemu. Zrobisz mi ostatnią przyjemność, kochanie? — zapytał Kol, wyciągając do niej rękę. Brunetka przez chwilę się zawahała, ale przyjęła jego dłoń. — Nigdy nie wyobrażałem sobie, że ostatnie chwile spędzę z tobą — Kol uśmiechnął się głupkowato — ale może być ciekawie.
Bonnie pokręciła głową, ale jej kąciki ust uniosły się do góry.
— I tak cię nienawidzę.
— Jakbym śmiał oczekiwać czegoś innego?
— To dobrze, nie chcę robić ci nadziei.
Druga strona zniknęła i pojawiło się białe światło, które ich pochłonęło.
Dwadzieścia lat później...
Brunetka szła przez słoneczne Miami, próbując się dostać na spotkanie z przyjaciółką. Była już spóźniona o jakieś pół godziny, co u niej zdarzało się rzadko. Nigdy się nie pojawiała po czasie, bo tego nie lubiła, ale teraz było inaczej. Śpieszyła się tak, że nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Upadła na ziemię, jęcząc z bolącego tyłka. Miała już skarcić osobę, ale powstrzymała się, gdy tylko ujrzała jego oczy.
— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytał, podając rękę dziewczynie. Uśmiechnął się do mulatki, która nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zdawało się być w nim coś znajomego, co chłopak też zauważył u niej, ale nie wiedzieli skąd to uczucie.
— Jestem w porządku — odpowiedziała.
— Jestem Kol — odparł.
— Bonnie. — Nagle zapomniała o spotkaniu. Chciała poznać bliżej nowego poznanego. — Czy możliwe jest, że gdzieś się poznaliśmy? — Uniosła brew zaciekawiona.
— Nie sądzę, inaczej zapamiętałbym tak piękną dziewczynę.
— Nie rozumiem, dlaczego mam wrażenie, że cię znam.
— Może spotkaliśmy się w poprzednim życiu. — Zaśmiał się Kol, nie zdając sobie sprawy, że właśnie odpowiedział poprawnie na jej pytanie.
— Reinkarnacja? Czy w to wierzysz?
— Dlaczego nie? — Wzruszył ramionami, spoglądając w oczy Bonnie. — Ten świat ma wiele zagadek, które skrywa przed nami.
— Jak wampiry i czarownice? — Zachichotała.
— Jak na przykład wampiry i czarownice. — Roześmiał się, powodując, że dziewczyna się uśmiechnęła, słysząc jego śmiech. Lubiła ten dźwięk. — Jednak zostaję przy teorii, że wampiry i czarownice nie istnieją, pozostaną tylko mitem.
— Może jestem czarownicą? — zapytała żartobliwie, jednak nie zdawała sobie sprawy, że w poprzednim życiu właśnie tak było.
— Wtedy byłabyś seksowną czarownicą.
Druga strona zniknęła, powodując, że Bonnie i Kol odrodzili się na nowo. Zapomnieli o przeszłości, która była tak blisko nich. Jedynie z tamtego życia pozostały ich imiona, rodziny się zmieniły i nazwiska także. Żyli spokojnym człowieczym życiem, ciesząc się ze swojej obecności. Zakochali się w sobie, założyli rodzinę i byli szczęśliwi.
Mała dziewczynka biegła, chichocząc radośnie, gdy uciekła tuż przed nosem swojego ojca. Była zdecydowanie za bardzo podobna do Kola, co nie było łatwe dla młodych rodziców. Katie lubiła rozrabiać, w pakując się w problemy.
— Katie? — Zawołał Kol, gdy tylko zauważył, że dziecko zniknęło mu z pola widzenia. — Bonnie mnie zabije — wymamrotał, idąc poszukać swojego małego urwisa. Miał nadzieję, że znajdzie ją, zanim jej matka się dowie. Przeczesał włosy ręką, gdzie była jego obrączka ślubna. Denerwował się, że nigdzie nie mógł znaleźć pięciolatki. Wcześniej zagapił się na wystawę, gdzie znalazł idealny prezent, który mógłby podarować ukochanej na urodziny, które się zbliżały. Wystarczyła tylko chwila, żeby Katie zniknęła. — Cholera!
Katie wpadła na kogoś, spojrzała do góry, gdzie ujrzała blondynkę, która się schyliła, patrząc na dziewczynkę.
— Gdzie są twoi rodzice? — zapytała Caroline, widząc, że wokół niej nie ma nikogo dorosłego.
— Gdzieś w okolicy — odpowiedziała, chichocząc. — Pewnie mnie szukają.
Caroline pokręciła głową rozbawiona, a następnie wstała i podniosła dziewczynkę.
— Lubisz uciekać rodzicom? — Pokiwała tylko głową, uśmiechając się psotnie. — Nie powinnaś tego robić. Pewnie teraz się martwią o ciebie, skarbie.
— Kochanie? — Klaus podszedł do blondynki z pytającym wyrazem twarzy, trzymając ręce za plecami. On, Caroline i jego siostra wybrali się do galerii handlowej, podczas gdy wszyscy byli na wakacjach w Miami, żeby oderwać się od tymczasowego Nowego Orleanu. Przez ostatnie czasy dużo się zmieniło. Forbes zrozumiała swoje uczucia do Niklausa i zamieszkała z nim i jego rodziną. Zaprzyjaźniła się z Rebeką, a teraz właśnie wybrali się na zakupy. Niklaus potrzebował nowych przyborów plastycznych, a Caroline i Rebekah kochały robić zakupy, każda okazja była dobra. — Dlaczego masz dziecko?
— Zgubiła się — odpowiedziała, a on uniósł brew, pytając, co ich to obchodzi. Caroline spiorunowała go wzrokiem. — Musimy ją dostarczyć rodzicom.
— Dlaczego powinniśmy? Niech ktoś inny to zrobi — stwierdziła Rebekah, która pojawiła się obok pary zakochanych.
Caroline postawiła malucha na ziemi, a następnie zapytała, gdzie ostatni raz widziała swoich rodziców. Mała brunetka odpowiedziała na pytanie młodej wampirzycy od razu, chichocząc.
— Przypomina mi Kola. — Zauważyła Rebekah.
— Katie! — krzyknęła Bonnie, gdy tylko ujrzała swoje dziecko i to nie przy swoim ojcu. Caroline była zaskoczona, słysząc znajomy głos. Podniosła głowę i zobaczyła swoją starą przyjaciółkę, ale to było niemożliwe. Pamiętała jak umarła, kiedy druga strona się rozpadła.
— Mamo! — Katie podbiegła do rodzicielki.
— Bonnie — szepnęła jasnowłosa, obserwując matkę i córkę. Nie mogła uwierzyć, że ją widzi, a potem przyszło jej do głowy, że to wcale nie musi być Bonnie, tylko krewna, która jak na ironię wyglądała podobnie do zmarłej kotwicy.
— Cholera — szepnął Kol, gdy tylko ujrzał, że to Bonnie pierwsza odnalazła ich córkę. Miał nadzieję, że to nie zostanie zauważone przez jego małżonkę, ale jak zawsze, miał pecha.
Niklaus i Rebekah zamrugali zaskoczeni, gdy tylko ujrzeli swojego brata, który był martwy.
— Ty żyjesz! — krzyknęła Rebekah, rzucając się w ramiona jej starszego brata. Była szczęśliwa, że znów widzi Kola. Mógł być irytujący, ale go kochała. Były pierwotny stał w osłupieniu, nie wiedząc co zrobić z nieznajomą. Nie znał jej, nie miał o niej pojęcia. — Myślałam, że umarłeś.
Spojrzała na niego z uśmiechem, wciąż nie mogąc uwierzyć, że żyje. Uwierzyła, że wrócił do niej, do ich rodziny. Teraz mogło być jak dawniej.
— Przepraszam, nie znam cię — wyjaśnił niezręcznie Kol, powodując, że uśmiech u blondynki zniknął. Jak mógł jej nie pamiętać? Przecież jest jego siostrą. — Musiałaś mnie z kimś pomylić.
— Kol? Kto to jest? — spytała podenerwowana Bonnie, nie podobał jej się fakt, że ktoś zbliżył się do jej męża, a do tego znała Kola, zanim pozwoliła mu się do niej zbliżyć. Lubił być wśród kobiet i nie miał ograniczeń, ale to się zmieniło, gdy się zakochał.
Niklaus obserwował, nie wiedząc, czy to się dzieje naprawdę. Zamrugał, gdy uświadomił sobie, że Kol jest człowiekiem. Ujrzał na jego ręce i Bonnie obrączkę, a do tego mieli dziecko. Chciał, żeby jego młodszy brat wrócił, ale teraz wszystko się zmieniało. On miał rodzinę, dziecko, żył jak człowiek. Nie chciał mu tego odbierać.
— Nie wiem, nie znam jej, Bonnie. Nigdy jej nie widziałem. Musiała mnie z kimś pomylić, kochanie. — Brunetka zmrużyła oczy, obserwując go, ale niczego nie odkryła, co by świadczyło, że kłamie. Ona dobrze go znała i wiedziała, kiedy coś ukrywa, ale teraz mówił prawdę. — Pierwszy raz ją widzę na oczy.
Serce Rebeki pękło na pół, gdy tylko usłyszała te bolesne słowa. Chciała się obudzić z tego okropnego koszmaru, ale nie mogła. To było prawdziwe. Jej brat jej nie pamiętał, uważał za obcą, a była jego najbliższą rodziną. Byli Mikaelsonami, a oni zawsze trzymają się razem.
— Przepraszam za moją siostrą. Po prostu wyglądasz, jak nasz młodszy brat, a on nie żyje od kilku lat — przemówił Klaus. Nie chciał tego, ale musiał pozwolić mu odejść. Kol miał już nową rodzinę, gdzie nie było miejsca dla starej. Był człowiekiem, a on nie chciał tego odbierać. Caroline uśmiechnęła się na słowa jej partnera i złapała go za rękę. Była dumna z jego decyzji, którą wybrał. Zaczęła pocierać jego dłoń kciukiem, wiedząc, że to ciężkie dla niego. Też chciała odzyskać przyjaciółkę, ale uznała, że nie warto ją wciągać w ich świat. Przez to w końcu umarła, bo była częścią niego. Teraz może mieć rodzinę, o której zawsze marzyła. Natomiast Rebekah nie mogła uwierzyć w słowa Nika. Jak mógł to powiedzieć tak łatwo? Znaleźli swojego brata, a on chce pozwolić mu znowu odejść?
— Nie jestem nim, przykro mi z waszej straty — powiedział Kol, spoglądając na Rebekę i Klausa. Stary Kol nie potraktowałby śmierci poważnie, ale ten był inny. Może rodzina go odmieniła, albo to, że był człowiekiem. Spoważniał, już nie był tylko głupim wkurzającym młodszym bratem. Dorósł. Kol i Bonnie odeszli, trzymając za rękę ich córkę.
Rebekah obróciła się do Niklausa z załzawionymi oczami. Nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Tak poprostu go wypuścił?
— Dlaczego pozwoliłeś mu odejść? Jest naszym bratem! Mamy szansę, żeby do nasz wrócił — odparła z łamiącym głosem. — Nik, Kol do nasz wrócił. Może być jak dawniej.
— Nie widziałaś, że Kol już ma rodzinę? On już nie należy do naszej rodziny. Ma córkę, żonę, jest szczęśliwy. Ma ludzkie życie. Chcesz mu to odebrać?
— Ale on jest naszym bratem — wyszeptała blondynka, mrugając, gdy do jej oczów napłynęły łzy.
— Wiem, mi też nie jest łatwo, ale pozwólmy mu odejść. — Niklaus otoczył swoją siostrę ramieniem, tak samo bolał go fakt, że pozwolił Kolowi odejść, ale postąpił tak, jak zrobiłby to Elijah. Już nawet widział minę swojego starszego brata, który zgadzał się z jego decyzją.
— Nie chcę, żeby odszedł. Kocham go, jest częścią naszej rodziny. Chcę, żeby wrócił — wychlipała, gdy pierwsze łzy się pojawiły — ale masz rację, mimo że ta decyzja tak bardzo boli.
Oderwała od mieszańca, wycierając oczy. To było trudne.
— Jak oni teraz żyją? — zapytała Caroline, przerywając rodzinną scenę. — Umarli. Jeremy przebił Kola kołkiem, a Bonnie umarła, gdy druga strona zniknęła.
— Nie wiem, kochanie. Może się odrodzili, gdy druga strona zniknęła. — Klaus wzruszył ramionami.
Kol wsadził córkę do samochodu, a następnie cała trójka odjechała od galerii handlowej. Nie mógł się pozbyć dziwnego uczucia. Czuł, że coś zostawił za sobą, ale nie wiedział co. Zaparkował przed domem, gdzie cała trójka mieszkała. Nie był jakiś duży, ważne było, że wszyscy mogą się pomieścić. Kol pracował przy grach, utrzymywał swoją rodzinę, a Bonnie miała swoją kwiaciarnię. Niczego im nie brakowało. Byli ze sobą szczęśliwi.
Bonnie zauważyła, że Kol był nieobecny.
— Co się dzieje? — zapytała brunetka, gdy wróciła z pokoju córki, która teraz spała.
— Czuję się dziwnie. Nie wiem, dlaczego.
— Czy to ma związek z ludźmi, których widzieliśmy w galerii?
— Tak, zdawało mi się, że ich znam, ale przysiągłbym, że nigdy ich nie widziałem — powiedział, ale potem wzruszył ramionami. — Nie przejmujmy się tym. Zajmijmy się sobą — wyszeptał, całując jej ramię. Powoli docierali do swojej sypialni, gdzie pozbyli się wszystkich swoich ubrań. Zapomnieli o dziwnej sytuacji, a zajęli się sobą.
Już nigdy nie poruszyli tego dziwnego incydentu z galerii. Kol i Bonnie wychowywali swoją córkę, ciesząc się ze wspólnego czasu, który należał do nich. Byli udaną kochającą rodziną. Klaus, Elijah i Rebekah pozwolili mu żyć swoim ludzkim życiem, mimo że czasem to bolało. Elijah poparł decyzję Klausa, uznając, że to najlepsze rozwiązanie dla ich młodszego brata. Nigdy już go nie zobaczyli od momentu, gdy spotkali się w Miami, ale nigdy o nim nie zapomnieli.
Dwadzieścia lat później...
Brunetka szła przez słoneczne Miami, próbując się dostać na spotkanie z przyjaciółką. Była już spóźniona o jakieś pół godziny, co u niej zdarzało się rzadko. Nigdy się nie pojawiała po czasie, bo tego nie lubiła, ale teraz było inaczej. Śpieszyła się tak, że nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła. Upadła na ziemię, jęcząc z bolącego tyłka. Miała już skarcić osobę, ale powstrzymała się, gdy tylko ujrzała jego oczy.
— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytał, podając rękę dziewczynie. Uśmiechnął się do mulatki, która nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zdawało się być w nim coś znajomego, co chłopak też zauważył u niej, ale nie wiedzieli skąd to uczucie.
— Jestem w porządku — odpowiedziała.
— Jestem Kol — odparł.
— Bonnie. — Nagle zapomniała o spotkaniu. Chciała poznać bliżej nowego poznanego. — Czy możliwe jest, że gdzieś się poznaliśmy? — Uniosła brew zaciekawiona.
— Nie sądzę, inaczej zapamiętałbym tak piękną dziewczynę.
— Nie rozumiem, dlaczego mam wrażenie, że cię znam.
— Może spotkaliśmy się w poprzednim życiu. — Zaśmiał się Kol, nie zdając sobie sprawy, że właśnie odpowiedział poprawnie na jej pytanie.
— Reinkarnacja? Czy w to wierzysz?
— Dlaczego nie? — Wzruszył ramionami, spoglądając w oczy Bonnie. — Ten świat ma wiele zagadek, które skrywa przed nami.
— Jak wampiry i czarownice? — Zachichotała.
— Jak na przykład wampiry i czarownice. — Roześmiał się, powodując, że dziewczyna się uśmiechnęła, słysząc jego śmiech. Lubiła ten dźwięk. — Jednak zostaję przy teorii, że wampiry i czarownice nie istnieją, pozostaną tylko mitem.
— Może jestem czarownicą? — zapytała żartobliwie, jednak nie zdawała sobie sprawy, że w poprzednim życiu właśnie tak było.
— Wtedy byłabyś seksowną czarownicą.
Druga strona zniknęła, powodując, że Bonnie i Kol odrodzili się na nowo. Zapomnieli o przeszłości, która była tak blisko nich. Jedynie z tamtego życia pozostały ich imiona, rodziny się zmieniły i nazwiska także. Żyli spokojnym człowieczym życiem, ciesząc się ze swojej obecności. Zakochali się w sobie, założyli rodzinę i byli szczęśliwi.
Mała dziewczynka biegła, chichocząc radośnie, gdy uciekła tuż przed nosem swojego ojca. Była zdecydowanie za bardzo podobna do Kola, co nie było łatwe dla młodych rodziców. Katie lubiła rozrabiać, w pakując się w problemy.
— Katie? — Zawołał Kol, gdy tylko zauważył, że dziecko zniknęło mu z pola widzenia. — Bonnie mnie zabije — wymamrotał, idąc poszukać swojego małego urwisa. Miał nadzieję, że znajdzie ją, zanim jej matka się dowie. Przeczesał włosy ręką, gdzie była jego obrączka ślubna. Denerwował się, że nigdzie nie mógł znaleźć pięciolatki. Wcześniej zagapił się na wystawę, gdzie znalazł idealny prezent, który mógłby podarować ukochanej na urodziny, które się zbliżały. Wystarczyła tylko chwila, żeby Katie zniknęła. — Cholera!
Katie wpadła na kogoś, spojrzała do góry, gdzie ujrzała blondynkę, która się schyliła, patrząc na dziewczynkę.
— Gdzie są twoi rodzice? — zapytała Caroline, widząc, że wokół niej nie ma nikogo dorosłego.
— Gdzieś w okolicy — odpowiedziała, chichocząc. — Pewnie mnie szukają.
Caroline pokręciła głową rozbawiona, a następnie wstała i podniosła dziewczynkę.
— Lubisz uciekać rodzicom? — Pokiwała tylko głową, uśmiechając się psotnie. — Nie powinnaś tego robić. Pewnie teraz się martwią o ciebie, skarbie.
— Kochanie? — Klaus podszedł do blondynki z pytającym wyrazem twarzy, trzymając ręce za plecami. On, Caroline i jego siostra wybrali się do galerii handlowej, podczas gdy wszyscy byli na wakacjach w Miami, żeby oderwać się od tymczasowego Nowego Orleanu. Przez ostatnie czasy dużo się zmieniło. Forbes zrozumiała swoje uczucia do Niklausa i zamieszkała z nim i jego rodziną. Zaprzyjaźniła się z Rebeką, a teraz właśnie wybrali się na zakupy. Niklaus potrzebował nowych przyborów plastycznych, a Caroline i Rebekah kochały robić zakupy, każda okazja była dobra. — Dlaczego masz dziecko?
— Zgubiła się — odpowiedziała, a on uniósł brew, pytając, co ich to obchodzi. Caroline spiorunowała go wzrokiem. — Musimy ją dostarczyć rodzicom.
— Dlaczego powinniśmy? Niech ktoś inny to zrobi — stwierdziła Rebekah, która pojawiła się obok pary zakochanych.
Caroline postawiła malucha na ziemi, a następnie zapytała, gdzie ostatni raz widziała swoich rodziców. Mała brunetka odpowiedziała na pytanie młodej wampirzycy od razu, chichocząc.
— Przypomina mi Kola. — Zauważyła Rebekah.
— Katie! — krzyknęła Bonnie, gdy tylko ujrzała swoje dziecko i to nie przy swoim ojcu. Caroline była zaskoczona, słysząc znajomy głos. Podniosła głowę i zobaczyła swoją starą przyjaciółkę, ale to było niemożliwe. Pamiętała jak umarła, kiedy druga strona się rozpadła.
— Mamo! — Katie podbiegła do rodzicielki.
— Bonnie — szepnęła jasnowłosa, obserwując matkę i córkę. Nie mogła uwierzyć, że ją widzi, a potem przyszło jej do głowy, że to wcale nie musi być Bonnie, tylko krewna, która jak na ironię wyglądała podobnie do zmarłej kotwicy.
— Cholera — szepnął Kol, gdy tylko ujrzał, że to Bonnie pierwsza odnalazła ich córkę. Miał nadzieję, że to nie zostanie zauważone przez jego małżonkę, ale jak zawsze, miał pecha.
Niklaus i Rebekah zamrugali zaskoczeni, gdy tylko ujrzeli swojego brata, który był martwy.
— Ty żyjesz! — krzyknęła Rebekah, rzucając się w ramiona jej starszego brata. Była szczęśliwa, że znów widzi Kola. Mógł być irytujący, ale go kochała. Były pierwotny stał w osłupieniu, nie wiedząc co zrobić z nieznajomą. Nie znał jej, nie miał o niej pojęcia. — Myślałam, że umarłeś.
Spojrzała na niego z uśmiechem, wciąż nie mogąc uwierzyć, że żyje. Uwierzyła, że wrócił do niej, do ich rodziny. Teraz mogło być jak dawniej.
— Przepraszam, nie znam cię — wyjaśnił niezręcznie Kol, powodując, że uśmiech u blondynki zniknął. Jak mógł jej nie pamiętać? Przecież jest jego siostrą. — Musiałaś mnie z kimś pomylić.
— Kol? Kto to jest? — spytała podenerwowana Bonnie, nie podobał jej się fakt, że ktoś zbliżył się do jej męża, a do tego znała Kola, zanim pozwoliła mu się do niej zbliżyć. Lubił być wśród kobiet i nie miał ograniczeń, ale to się zmieniło, gdy się zakochał.
Niklaus obserwował, nie wiedząc, czy to się dzieje naprawdę. Zamrugał, gdy uświadomił sobie, że Kol jest człowiekiem. Ujrzał na jego ręce i Bonnie obrączkę, a do tego mieli dziecko. Chciał, żeby jego młodszy brat wrócił, ale teraz wszystko się zmieniało. On miał rodzinę, dziecko, żył jak człowiek. Nie chciał mu tego odbierać.
— Nie wiem, nie znam jej, Bonnie. Nigdy jej nie widziałem. Musiała mnie z kimś pomylić, kochanie. — Brunetka zmrużyła oczy, obserwując go, ale niczego nie odkryła, co by świadczyło, że kłamie. Ona dobrze go znała i wiedziała, kiedy coś ukrywa, ale teraz mówił prawdę. — Pierwszy raz ją widzę na oczy.
Serce Rebeki pękło na pół, gdy tylko usłyszała te bolesne słowa. Chciała się obudzić z tego okropnego koszmaru, ale nie mogła. To było prawdziwe. Jej brat jej nie pamiętał, uważał za obcą, a była jego najbliższą rodziną. Byli Mikaelsonami, a oni zawsze trzymają się razem.
— Przepraszam za moją siostrą. Po prostu wyglądasz, jak nasz młodszy brat, a on nie żyje od kilku lat — przemówił Klaus. Nie chciał tego, ale musiał pozwolić mu odejść. Kol miał już nową rodzinę, gdzie nie było miejsca dla starej. Był człowiekiem, a on nie chciał tego odbierać. Caroline uśmiechnęła się na słowa jej partnera i złapała go za rękę. Była dumna z jego decyzji, którą wybrał. Zaczęła pocierać jego dłoń kciukiem, wiedząc, że to ciężkie dla niego. Też chciała odzyskać przyjaciółkę, ale uznała, że nie warto ją wciągać w ich świat. Przez to w końcu umarła, bo była częścią niego. Teraz może mieć rodzinę, o której zawsze marzyła. Natomiast Rebekah nie mogła uwierzyć w słowa Nika. Jak mógł to powiedzieć tak łatwo? Znaleźli swojego brata, a on chce pozwolić mu znowu odejść?
— Nie jestem nim, przykro mi z waszej straty — powiedział Kol, spoglądając na Rebekę i Klausa. Stary Kol nie potraktowałby śmierci poważnie, ale ten był inny. Może rodzina go odmieniła, albo to, że był człowiekiem. Spoważniał, już nie był tylko głupim wkurzającym młodszym bratem. Dorósł. Kol i Bonnie odeszli, trzymając za rękę ich córkę.
Rebekah obróciła się do Niklausa z załzawionymi oczami. Nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Tak poprostu go wypuścił?
— Dlaczego pozwoliłeś mu odejść? Jest naszym bratem! Mamy szansę, żeby do nasz wrócił — odparła z łamiącym głosem. — Nik, Kol do nasz wrócił. Może być jak dawniej.
— Nie widziałaś, że Kol już ma rodzinę? On już nie należy do naszej rodziny. Ma córkę, żonę, jest szczęśliwy. Ma ludzkie życie. Chcesz mu to odebrać?
— Ale on jest naszym bratem — wyszeptała blondynka, mrugając, gdy do jej oczów napłynęły łzy.
— Wiem, mi też nie jest łatwo, ale pozwólmy mu odejść. — Niklaus otoczył swoją siostrę ramieniem, tak samo bolał go fakt, że pozwolił Kolowi odejść, ale postąpił tak, jak zrobiłby to Elijah. Już nawet widział minę swojego starszego brata, który zgadzał się z jego decyzją.
— Nie chcę, żeby odszedł. Kocham go, jest częścią naszej rodziny. Chcę, żeby wrócił — wychlipała, gdy pierwsze łzy się pojawiły — ale masz rację, mimo że ta decyzja tak bardzo boli.
Oderwała od mieszańca, wycierając oczy. To było trudne.
— Jak oni teraz żyją? — zapytała Caroline, przerywając rodzinną scenę. — Umarli. Jeremy przebił Kola kołkiem, a Bonnie umarła, gdy druga strona zniknęła.
— Nie wiem, kochanie. Może się odrodzili, gdy druga strona zniknęła. — Klaus wzruszył ramionami.
Kol wsadził córkę do samochodu, a następnie cała trójka odjechała od galerii handlowej. Nie mógł się pozbyć dziwnego uczucia. Czuł, że coś zostawił za sobą, ale nie wiedział co. Zaparkował przed domem, gdzie cała trójka mieszkała. Nie był jakiś duży, ważne było, że wszyscy mogą się pomieścić. Kol pracował przy grach, utrzymywał swoją rodzinę, a Bonnie miała swoją kwiaciarnię. Niczego im nie brakowało. Byli ze sobą szczęśliwi.
Bonnie zauważyła, że Kol był nieobecny.
— Co się dzieje? — zapytała brunetka, gdy wróciła z pokoju córki, która teraz spała.
— Czuję się dziwnie. Nie wiem, dlaczego.
— Czy to ma związek z ludźmi, których widzieliśmy w galerii?
— Tak, zdawało mi się, że ich znam, ale przysiągłbym, że nigdy ich nie widziałem — powiedział, ale potem wzruszył ramionami. — Nie przejmujmy się tym. Zajmijmy się sobą — wyszeptał, całując jej ramię. Powoli docierali do swojej sypialni, gdzie pozbyli się wszystkich swoich ubrań. Zapomnieli o dziwnej sytuacji, a zajęli się sobą.
Już nigdy nie poruszyli tego dziwnego incydentu z galerii. Kol i Bonnie wychowywali swoją córkę, ciesząc się ze wspólnego czasu, który należał do nich. Byli udaną kochającą rodziną. Klaus, Elijah i Rebekah pozwolili mu żyć swoim ludzkim życiem, mimo że czasem to bolało. Elijah poparł decyzję Klausa, uznając, że to najlepsze rozwiązanie dla ich młodszego brata. Nigdy już go nie zobaczyli od momentu, gdy spotkali się w Miami, ale nigdy o nim nie zapomnieli.
***
Witam! ♥
Szczerze popłakałam się przy momencie, gdy pisałam o Rebece.
Właśnie tak wyobrażałam sobie moment z nią. Dla niej ważna jest rodzina, a strata brata była dla niej okropna za pierwszym razem, a potem pojawiła się szansa, że mogła go odzyskać, jednak tego nie zrobili. Pozwolili mu żyć swoim nowym życiem.
Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam
awwwww jestem pod wrażeniem!
OdpowiedzUsuń