One Shot: Monster? [066]
Osoba(y): Arno Dorian, Alice Liddell.
Gra(y): Assassin's Creed Unity, Alice: Madness Returns.
Gatunek: Romans.
Uwagi: Crossover.
Autor: Madame Red.
Był to zimowy ranek w Houndsditch Home. Po Alice nie było ani widu, ani słychu. Nie pojawiła się na śniadanie, a to już go zaniepokoiło, bo było ono stosunkowo późno. Nie wiedział, co się z nią działo, a nawet Bumby pytał go, co się z nią dzieje.
— Arno — Aline pociągnęła go za rękaw koszuli — co się dzieje z Alice?
— Sam chciałbym to wiedzieć. — Poklepał ją po głowie i westchnął przeciągle.
Kiedy dziewczynka go puściła i wróciła do reszty dzieci, chłopak stwierdził, że pójdzie do jej pokoju. Otwarte drzwi umożliwiły mu wejście. Odetchnął z ulgą, bo to znaczyło, że nie powróciły stany depresyjne. A potem znowu się zmartwił, gdy zobaczył na podłodze cztery butelki po wytrawnym winie. Alice stała przy lustrze, odwrócona tak, by mogła zawiązać fartuch na plecach.
— I mnie nie zaprosiłaś? — spytał z wyrzutem, biorąc do ręki jedną z butelek. — Też bym się chętnie napił.
— Nie chciałam, byś widział mnie w takim stanie, w jakim byłam. — Westchnęła. — Cholera, wino źle na mnie działa — rzekła z irytacją, próbując bezskutecznie zawiązać kokardę.
— Pozwól. — Podszedł do niej i odwrócił tyłem do siebie.
Zawiązując fartuch, spojrzał na chwilę w lustro. Jej oczy wydawały się jeszcze bardziej smutne niż były zazwyczaj, co nie oznaczało niczego dobrego.
— Dlaczego się upiłaś? — spytał cicho.
— Wszyscy patrzą na mnie jak na potwora — splunęła. — Jak na jakieś wynaturzenie.
— Nieprawda — zaprzeczył.
— Oprócz ciebie i Bumby'ego. Cała reszta sądzi, że jestem czymś nienormalnym, że ja jestem nienormalna, skoro przez bite dziesięć lat byłam w Rutledge.
— Wiesz co? — zadał jej pytanie, kończąc wiązanie kokardy. — Mam pomysł. A do niego potrzebuję kredy.
Dziewczyna podeszła do biurka i wyjęła z szafki pudełko kredy.
— Co chcesz zrobić? — zapytała się, podając mu je.
— Zobaczysz, a teraz chodźmy na dół. — Uśmiechnął się do niej i wziął ją za rękę. Oboje zeszli na parter, do holu, gdzie dzieciaki bawiły się zabawkami. — Dzieciaki. Mam dla was zadanie — oznajmił, stawiając krzesełko pod wolną ścianą. — Gdy Alice usiądzie, macie na ścianie narysować jedną rzecz, z którą wam się kojarzy. Potem zrobimy jej zdjęcie i razem zobaczymy efekty naszej pracy. Co wy na to?
— Wchodzimy w to... Ale czy możemy się najpierw naradzić, co narysujemy? — odparł Charlie.
— Oczywiście, że tak.
Dzieci poszły na piętro, by się naradzić. Alice spuściła głowę, a potem oparła ją o ramię Arna. Naprawdę była przybita, a wino najwidoczniej nie pomogło. Cóż za ironia, mi też ani razu nie pomogło po stracie Elisé, pomyślał. Gdy dzieci zeszły, Francuz podał im po kredzie, a Alice usiadła na krześle. Zebrały się wokół niej i rysowały. Arno z każdą minutą bardziej się cieszył, patrząc na to, że miał rację i nie tylko on i Bumby patrzą na nią jak na osobę o czystym sercu, jak na kogoś wspaniałego w swojej prostocie. Nie była przecież kimś niezwykłym. Była zwykłą dziewczyną. A może raczej niezwykłą, bo tak postrzegał ją Arno. Po jakimś czasie rysunek był gotowy. Podszedł do niej i wziął kredę od jednej z dziewczynek, pisząc na ścianie krótkie pytanie. Składające się dosłownie z jednego słowa, a następnie poszedł po aparat.
— Moglibyście zasłonić zasłony?
Dzieci podbiegły do zasłon i zasłoniły okna, dzięki czemu w pomieszczeniu panował półmrok. Arno ustawił urządzenie przed Alice i zrobił zdjęcie. Alice wstała, a dzieci odsłoniły okna, wpuszczając do pomieszczenia światło. Chłopak oznajmił, że wychodzi i że wróci za kilka godzin. I tak się stało. Był dopiero przed obiadem, gdy wrócił z wywołanym zdjęciem. Podopieczni podbiegli do niego, a Alice stanęła za jego plecami, chcąc zobaczyć, jak wyglądała. Anielskie skrzydła narysowane przez dzieci i napis „Monster?” napisany przez Arna, błyszczały widocznym tylko dla aparatu blaskiem. Spojrzał na nią, a ona na niego. Przez chwilę świat wokół nich zniknął, kiedy wpatrywali się sobie w oczy.
— Dziękuję — szepnęła. — Naprawdę dziękuję.
— Nie... nie ma za co — zająknął się, patrząc na nią.
Złożył na jej ustach ciepły pocałunek. Dzieci śmiały się i szeptały między sobą. Tylko Aline patrzyła na nich rozmarzonym wzrokiem. Jakby patrzyła na najpiękniejszy obrazek w jej życiu. Na obrazek przedstawiający dwoje kochających się ludzi, którzy zrobią wszystko, by druga osoba była szczęśliwa.
Gra(y): Assassin's Creed Unity, Alice: Madness Returns.
Gatunek: Romans.
Uwagi: Crossover.
Autor: Madame Red.
Był to zimowy ranek w Houndsditch Home. Po Alice nie było ani widu, ani słychu. Nie pojawiła się na śniadanie, a to już go zaniepokoiło, bo było ono stosunkowo późno. Nie wiedział, co się z nią działo, a nawet Bumby pytał go, co się z nią dzieje.
— Arno — Aline pociągnęła go za rękaw koszuli — co się dzieje z Alice?
— Sam chciałbym to wiedzieć. — Poklepał ją po głowie i westchnął przeciągle.
Kiedy dziewczynka go puściła i wróciła do reszty dzieci, chłopak stwierdził, że pójdzie do jej pokoju. Otwarte drzwi umożliwiły mu wejście. Odetchnął z ulgą, bo to znaczyło, że nie powróciły stany depresyjne. A potem znowu się zmartwił, gdy zobaczył na podłodze cztery butelki po wytrawnym winie. Alice stała przy lustrze, odwrócona tak, by mogła zawiązać fartuch na plecach.
— I mnie nie zaprosiłaś? — spytał z wyrzutem, biorąc do ręki jedną z butelek. — Też bym się chętnie napił.
— Nie chciałam, byś widział mnie w takim stanie, w jakim byłam. — Westchnęła. — Cholera, wino źle na mnie działa — rzekła z irytacją, próbując bezskutecznie zawiązać kokardę.
— Pozwól. — Podszedł do niej i odwrócił tyłem do siebie.
Zawiązując fartuch, spojrzał na chwilę w lustro. Jej oczy wydawały się jeszcze bardziej smutne niż były zazwyczaj, co nie oznaczało niczego dobrego.
— Dlaczego się upiłaś? — spytał cicho.
— Wszyscy patrzą na mnie jak na potwora — splunęła. — Jak na jakieś wynaturzenie.
— Nieprawda — zaprzeczył.
— Oprócz ciebie i Bumby'ego. Cała reszta sądzi, że jestem czymś nienormalnym, że ja jestem nienormalna, skoro przez bite dziesięć lat byłam w Rutledge.
— Wiesz co? — zadał jej pytanie, kończąc wiązanie kokardy. — Mam pomysł. A do niego potrzebuję kredy.
Dziewczyna podeszła do biurka i wyjęła z szafki pudełko kredy.
— Co chcesz zrobić? — zapytała się, podając mu je.
— Zobaczysz, a teraz chodźmy na dół. — Uśmiechnął się do niej i wziął ją za rękę. Oboje zeszli na parter, do holu, gdzie dzieciaki bawiły się zabawkami. — Dzieciaki. Mam dla was zadanie — oznajmił, stawiając krzesełko pod wolną ścianą. — Gdy Alice usiądzie, macie na ścianie narysować jedną rzecz, z którą wam się kojarzy. Potem zrobimy jej zdjęcie i razem zobaczymy efekty naszej pracy. Co wy na to?
— Wchodzimy w to... Ale czy możemy się najpierw naradzić, co narysujemy? — odparł Charlie.
— Oczywiście, że tak.
Dzieci poszły na piętro, by się naradzić. Alice spuściła głowę, a potem oparła ją o ramię Arna. Naprawdę była przybita, a wino najwidoczniej nie pomogło. Cóż za ironia, mi też ani razu nie pomogło po stracie Elisé, pomyślał. Gdy dzieci zeszły, Francuz podał im po kredzie, a Alice usiadła na krześle. Zebrały się wokół niej i rysowały. Arno z każdą minutą bardziej się cieszył, patrząc na to, że miał rację i nie tylko on i Bumby patrzą na nią jak na osobę o czystym sercu, jak na kogoś wspaniałego w swojej prostocie. Nie była przecież kimś niezwykłym. Była zwykłą dziewczyną. A może raczej niezwykłą, bo tak postrzegał ją Arno. Po jakimś czasie rysunek był gotowy. Podszedł do niej i wziął kredę od jednej z dziewczynek, pisząc na ścianie krótkie pytanie. Składające się dosłownie z jednego słowa, a następnie poszedł po aparat.
— Moglibyście zasłonić zasłony?
Dzieci podbiegły do zasłon i zasłoniły okna, dzięki czemu w pomieszczeniu panował półmrok. Arno ustawił urządzenie przed Alice i zrobił zdjęcie. Alice wstała, a dzieci odsłoniły okna, wpuszczając do pomieszczenia światło. Chłopak oznajmił, że wychodzi i że wróci za kilka godzin. I tak się stało. Był dopiero przed obiadem, gdy wrócił z wywołanym zdjęciem. Podopieczni podbiegli do niego, a Alice stanęła za jego plecami, chcąc zobaczyć, jak wyglądała. Anielskie skrzydła narysowane przez dzieci i napis „Monster?” napisany przez Arna, błyszczały widocznym tylko dla aparatu blaskiem. Spojrzał na nią, a ona na niego. Przez chwilę świat wokół nich zniknął, kiedy wpatrywali się sobie w oczy.
— Dziękuję — szepnęła. — Naprawdę dziękuję.
— Nie... nie ma za co — zająknął się, patrząc na nią.
Złożył na jej ustach ciepły pocałunek. Dzieci śmiały się i szeptały między sobą. Tylko Aline patrzyła na nich rozmarzonym wzrokiem. Jakby patrzyła na najpiękniejszy obrazek w jej życiu. Na obrazek przedstawiający dwoje kochających się ludzi, którzy zrobią wszystko, by druga osoba była szczęśliwa.
Piękne 💕
OdpowiedzUsuńAww...
OdpowiedzUsuńJedyne co mi przychodzi teraz na myśl 😅